XXII Niedziela Zwykła 28 sierpnia 2022
Refleksja
W modlitwie dnia XXII Niedzieli Zwykłej Kościół zwraca się do Boga z czterema bardzo konkretnymi prośbami: "Boże wszechświata... (1) zaszczep w naszych sercach miłość ku Tobie, (2) daj nam wzrost pobożności, (3) umocnij w nas wszystko, co dobre, (4) troskliwie strzeż tego, co umocniłeś". W ten sposób Kościół prosi Boga o cztery konkretne łaski, cztery konkretne formy wsparcia. Natomiast słowo Boże dzisiejszej niedzieli niesie ze sobą bardzo konkretne pouczenie na temat stanu duszy, którego nie może zabraknąć, jeśli jakakolwiek łaska Boża ma stać się udziałem człowieka. Syracydes jednoznacznie stwierdza: "o ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana".
Przyjęcie Bożej łaski uniemożliwia ludzka pycha. Ten sam Autor stwierdza: "Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła zapuściło w nim korzenie". Potwierdza tę myśl biblijny opis tragicznego wydarzenia w raju. Obudzona w ludzkim sercu podejrzliwość wobec Boga i żądza stania się jak Bóg, wręcz stania się Bogiem, gorzko zaowocowała dostaniem się człowieka w szpony zła. Ludzka pycha sprawia, że człowiek opowiada się przeciw Bogu i tak zamyka się na Bożą łaskawość.
Rozwinięciem starotestamentalnego pouczenia jest dzisiejszy fragment z 14 rozdziału Ewangelii św. Łukasza. Zawarta w nim przypowieść Jezusa zwraca uwagę na najważniejszą łaskę Boga dla nas - łaskę ostatecznego wywyższenia. Teologia mówi o gratia patriae - łasce ojczyzny, to znaczy ostatecznego oglądania Boga twarzą w twarz (visio beatifica). Z ust Jezusa dowiadujemy się, że łaska ta domaga się od nas troski o nieustanny wzrost w postawie pokory. Jezus mówi wyraźnie: "Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony". Dlatego radzi nam: "Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca [...], idź i usiądź na ostatnim miejscu". Kościół przypomina nam też inną ważką radę Jezusa w aklamacji przed Ewangelią: "Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem".
Natomiast w drugiej przypowieści z dzisiejszej Ewangelii Jezus daje nam do zrozumienia, że łaska ostatecznego wywyższenia jest tak wielka i wspaniała, że nie trzeba się martwić o odpłatę, czy wyrażenie nam wdzięczności za dobro przez nas wyświadczone na ziemi. Jeśli ludzie nie okażą nam należnej wdzięczności czy zapłaty nie trzeba popadać w zniechęcenie - łaska ostatecznego wywyższenia nas przez Boga wystarczy i nas zaspokoi - bo przekracza wszelką ludzką miarę i oczekiwanie: "Będziesz szczęśliwy, gdy ludzie nie będą mieli czym się tobie odwdzięczyć, odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych".
bp Andrzej Czaja
Złota myśl tygodnia
Najlepszą zatem gwarancją godziwego życia człowieka będzie realizowanie orędzia zawartego w Ewangelii.
bp Paweł Stobrawa
Na wesoło
Żona wchodzi do kuchni i widzi swojego męża z łapką na muchy.
- Co robisz?
- Łapię muchy.
- No i ile już złapałeś?
- Trzy samce i dwie samice.
Zdziwiona, pyta się:
- A po czym je poznałeś?
- Trzy były na torcie, a dwie wisiały na telefonie.
Święci z naszej ziemi
Błogosławiony Józef Cebula
Józef Cebula, syn Adriana i Rozalii z d. Buhl, urodził się 23 marca 1902 r. w Malni. W latach 1916-1918 uczęszczał do seminarium nauczycielskiego w Opolu, a od 1920 r. do Niższego Seminarium Duchownego Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Krotoszynie; tam zdał maturę.
14 sierpnia 1921 r. rozpoczął nowicjat w tym zgromadzeniu. Pierwszy rok studiów filozofii i teologii odbyt w Liege w Belgii, następnie w Lublińcu. Wieczyste śluby zakonne złożył w roku 1925. Święcenia kapłańskie przyjął 5 lutego 1927 roku.
W latach 1923-1931 uczył w niższym seminarium w Lublińcu, od 1931 do 1937 roku był tam superiorem, pełniąc równocześnie obowiązki spowiednika sióstr. Był też cenionym kaznodzieją.
W lipcu 1937 roku otrzymał nominację na superiora i mistrza nowicjatu w Markowicach, w archidiecezji gnieźnieńskiej.
Od początku wojny wspólnota w Markowicach była prześladowana. Na jej członków nałożono areszt. W październiku 1940 r. oblatów wypędzono i dachu nad głową musieli szukać w markowickich rodzinach. Jeszcze w grudniu 1939 r. zażądano, by o. Cebula wyznaczył kilku współbraci do rozbijania przydrożnych figur Matki Bożej, potem zabroniono sprawowania funkcji kapłańskich. O. Józef nigdy nie podporządkował się tym żądaniom. W ciągu dnia pracował jako robotnik, ale każdej nocy odprawiał Mszę św. i potajemnie, w przebraniu, niósł pociechę umierającym, udzielał ślubów, chrzcił i spowiadał. Gdy poszedł do pobliskiej wsi, by udzielić chorej sakramentów św., został - w wyniku donosu - aresztowany i przewieziony do obozu w Mauthausen, prawdopodobnie z poleceniem zlikwidowania go. Był traktowany szczególnie okrutnie. Został przydzielony do karnej kompanii pracującej w kamieniołomie. Przy pracy kazano mu śpiewać prefację i bito go. Świadkowie stwierdzają, że zachowywał się z godnością, która robiła wrażenie także na niemieckich kryminalistach.
Z obozu próbowali go wydobyć - bezskutecznie - lublinieccy Niemcy, świadcząc, że jako ksiądz służył Niemcom i Polakom. W jego obronie wystąpił proboszcz w Otmęcie, ks. Hubert Demczak, a nawet Ortsgruppenleiter z Malni. Bez rezultatu.
Zachowały się świadectwa współwięźniów o ojcu Józefie. Salezjanin, ks. Wiktor Spinka zanotował: "Ks. Cebula przybył do obozu koncentracyjnego w Mauthausen 7 kwietnia 1941 roku. Zanim go przydzielono na blok 7/1, przeszedł przez ciężkie tortury w czasie przebierania w ubranie obozowe - drelichy i pasiaki - w łaźni, w kamerze. Kilku esesmanów skopało go, a 12 współwięźniom pracującym w kamerze esesmani kazali go bić. (...) Kilka minut po przyjściu ks. Cebuli na blok dwóch esesmanów wpadło z grubymi pałkami. W brutalny sposób wciągnęli go do umywalni i tam bito go ponad godzinę, aż do kilkakrotnej utraty przytomności. Potem dano mu sznur, proponując, aby się powiesił, skoro i tak musi umrzeć. W nocy znowu zwleczono go z łóżka, zaciągnięto do umywalni, gdzie bito go długi czas. Takie sceny powtarzały się kilkanaście razy.
- Na jego ciele nie było ani jednego miejsca, które nie byłoby sine, wspominał inny więzień. - Któregoś dnia wyglądał tak, jak gdyby wstąpiły w niego nowe siły. Sta-nął przed krzyczącym i bijącym go esesmanem. Z jego twarzy bił taki majestat, że tamten mimo woli umilkł, a o. Cebula mówił: "Żebyś wiedział, błaźnie, jaki ty śmieszny jesteś w swoim podskakiwaniu i krzyku. I cóż możesz uczynić? Tylko zabić. To potrafi byle dureń. Lecz jest Ktoś wyższy, kto sądzi czyny ludzkie. Jest Ktoś, kto zna sprawiedliwość".
Wreszcie 28 kwietnia 1941 roku zawleczono go do pracy w kamieniołomach, gdzie stale był zatrudniony. Tam Oberscharführer Spatz i kapo kazali mu przechadzać się w obrębie strefy zakazanej, a potem padał rozkaz "w tył zwrot". Gdy w pewnym momencie po raz kolejny doszedł do tej strefy, kazano mu iść naprzód. Osiem kul ugodziło go w pierś, głowę i szyję. Żył jeszcze tylko kilka godzin.
p. Krzysztof Ogiolda
Opowiadanie
Przygoda na pustyni
Pewien człowiek zabłądził na pustyni i od dwóch dni wędrował wśród nie kończących się, rozgrzanych słońcem piachów. Był już u kresu sił.
Niespodziewanie ujrzał przed sobą sprzedawcę krawatów. Nie miał on przy sobie nic innego - jedynie mnóstwo krawatów. I natychmiast próbował sprzedać jeden z nich człowiekowi umierającemu z pragnienia. Wyczerpanemu i spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się szalony:

Czyż ktoś przy zdrowych zmysłach próbowałby sprzedać krawat człowiekowi łaknącemu jedynie wody?
Sprzedawca wzruszył obojętnie ramionami i ruszył w dalszą drogę.
Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec,już z wielkim trudem poruszający zbolałymi nogami, uniósł głowę i osłupiał: znajdował się przed elegancką restauracją, obok której stał szereg samochodów! Budynek był okazały, a dookoła niego rozciągała się pustynia.
Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i prawie mdlejąc z pragnienia wyszeptał:
- Litości, wody!
- Przykro mi, proszę pana, - rzekł ze współczuciem uprzejmy szwajcar - nie przyjmujemy gości bez krawatów.
Są osoby przemierzające pustynię swego życia
z ogromnym pragnieniem przyjemnych doznań.
Za głupców uważają tych, którzy chcą ich zapoznań z Ewangelią.
Jest to posłanie zbyt zaskakujące dla ich pustyni!
Lecz kiedy zapragną wejść do "Hotelu Pana", zostanie im powiedziane:
"Przykro mi, tutaj nie można wstąpić bez odnowionego serca".
Z nauczania pasterzy diecezji opolskiej
Kiedy mówimy o potrzebie troski o życie, skłonni jesteśmy myśleć przede wszystkim o życiu dzieci nienarodzonych. To one zdają się jej szczególnie potrzebować. Tak jest naprawdę! Stąd nieustanne upominanie się Kościoła o godność osoby ludzkiej i jej prawo do życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci. Ale jako chrześcijanie chcemy troszczyć się o każde życie. Muszą nam zatem być bliskie problemy rodzin wielodzietnych, domów opieki, los ludzi chorych i starszych, którzy zbliżają się do kresu swego ziemskiego życia. Tę troskę realizować możemy w różny sposób. Podstawowym sposobem troski o każde życie - również życie duchowe, życie Boże w nas - jest postępowanie zgodne z nauczaniem Chrystusa.
bp Paweł Stobrawa