XXIII Niedziela Zwykła 4 września 2022
Refleksja
W modlitwie dnia XXIII Niedzieli Zwykłej Kościół zwraca się do Boga z prośbą, aby wejrzał łaskawie na wierzących w Chrystusa i obdarzył ich prawdziwą wolnością. W ten sposób Kościół pośrednio komunikuje nam, swoim dzieciom, podstawową prawdę o wolności człowieka, że jest Bożym darem i jako taka urzeczywistnia się w przestrzeni związku człowieka z Bogiem. Bóg stworzył nas wolnymi, a kiedy ten dar utraciliśmy wskutek własnej samowoli i podeptania woli Bożej, sprawił - mocą Chrystusowego posłuszeństwa aż do śmierci - że ją odzyskaliśmy. Święty Paweł dobitnie zaznacza w Liście do Galatów (6,1) "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus".
Inne ważkie podpowiedzi na temat "prawdziwej wolności" człowieka przekazuje nam dzisiejsza liturgia Bożego słowa. Rozpocznę od myśli zawartej w Liście św. Pawła do Filemona. Adresat listu, Filemon, zamożny Kolosanin, zawdzięcza swoje nawrócenie św. Pawłowi. I na tej podstawie zwraca się Apostoł do tego, którego począł dla Chrystusa, o ułaskawienie, obdarowanie wolnością Onezyma - zbiegłego niewolnika Filemona, którego nawrócił w rzymskim więzieniu. Apostoł daje Filemonowi do zrozumienia, że osiągnie wyższy stopień wolności przez to, że obdaruje wolnością swego niewolnika. Sam zaś o sobie św. Paweł pisze, że jest więźniem Chrystusa Jezusa i uznaje za gwarancję wolności człowieka noszenie kajdan dla Ewangelii.
Myśl o prawdziwej wolności podejmuje również dzisiejszy fragment Księgi Mądrości. Autor daje do zrozumienia, że nasza prawdziwa wolność zakłada znajomość zamysłu Bożego. Boży projekt na ludzkie szczęście jest u źródła naszej wolności i dobra. Innymi słowy nie trzeba się obawiać, że wypełnianie woli Bożej ogranicza naszą wolność. Dobitną lekcję na ten temat stanowi Kalwaria - konanie i śmierć Jezusa na krzyżu, zgodnie z wolą Ojca, jest źródłem wolności Chrystusa i naszego wyzwolenia. Chrystus nie dał się zwieść szatanowi, nie dał się skrępować i nas zbawił. Trzeba więc w trosce o trwanie w wolności zabiegać o pełnienie woli Bożej, a najpierw o poznanie Bożego zamysłu wobec nas. Tego zaś nie da się osiągnąć bez wsparcia Bożego Ducha. Dlatego jako dzieci Boże winniśmy stale wołać "Veni, Sancte Spiritus". O ile zły duch nas spętał i stale zniewala, gdy dajemy mu posłuch, o tyle Boży Duch jest gwarancją naszej wolności i trzeba stale się nań otwierać, Bożemu Duchowi ulegać!
Do tego wszystkiego w dzisiejszej Ewangelii Jezus dopowiada: "Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.". Nie chodzi o nienawiść do najbliższych. Mamy tu do czynienia z hebraizmem, to znaczy trudnym do zrozumienia sposobem wyrażenia tej myśli, że uczeń Jezusa stawia ponad wszystko umiłowanie Boga. Służąc Bogu, czerpiąc z Jego miłości potrafi o wiele bardziej kochać swych domowników - bo nie tylko słabą, ludzką miłością, lecz miłuje ich miłością Bożą. Dźwigając zaś swój krzyż godzi się na zamysł Boskiej Opatrzności i realizuje wolę Pana, która jest gwarancją Jego wolności.
bp Andrzej Czaja
Złota myśl tygodnia
Tylko zdrowa rodzina może dać moralnie zdrowych obywateli.
bp Paweł Stobrawa
Na wesoło
- Mówię ci, te wakacje były niesamowite. Jadę na słoniu, patrzę do tyłu, a tu lew, patrzę obok, a tam dwa tygrysy! - chwali się kolega.
- O matko! Co zrobiłeś? - dopytuje drugi kolega.
- Nic, karuzela się zatrzymała i zszedłem.
- Mamo wiesz ile jest pasty do zębów w tubce? - pyta syn mamę.
- Nie synku - odpowiada mama.
- A ja wiem. Od telewizora do kanapy. - odpowiada dumny syn.
Święci z naszej ziemi
Błogosławiony Alojzy Liguda
Alojzy Liguda urodził się w Winowie (dziś dzielnicy Opola) 23 stycznia 1898 roku jako siódme dziecko Rozalii (z domu Przybyła) i Wojciecha Ligudy. Z datą śmierci już nie jest tak prosto. Gdyby wierzyć komendantowi obozu w Dachau, zakonnik zmarł 9 grudnia 1942 roku. Ale jak mu wierzyć, skoro w liście do matki Alojzego napisał, że przyczyną śmierci była otwarta gruźlica. Kłamał. Werbista chorował wprawdzie w obozie na zapalenie płuc, ale w chwili, gdy dołączono go do grupy przeznaczonych na śmierć, był już wyleczony. W obozowej dokumentacji jest poprawna data - 8 grudnia i prawdziwa przyczyna zgonu - utopienie.
Powodem wpisania go do grupy inwalidów skazanych na los królików doświadczalnych miała być zemsta jednego z kapo, któremu Alojzy zwrócił uwagę, że niesprawiedliwie rozdziela żywność między więźniów. Jak zaświadczył jeden z sanitariuszy, przed śmiercią rwano z jego ciała pasy skóry. Zwłoki więźnia numer 22604 spalono 13 grudnia w obozowym krematorium. Urnę z prochami odesłano do Winowa. Gliniane naczynie wysokie na 40 cm o średnicy 20 cm dotarło tu w lutym 1943 roku.
- Poznałem, jako proboszcz w Winowie, panią Gertrudę Baron - wspomina ks. Waldemar Klinger, obecnie proboszcz parafii katedralnej w Opolu. - Opowiadała mi, że jako dziesięcioletnie dziecko była z mamą w domu Ligudów i widziała stojącą na stole urnę, przy niej zapalone świece oraz matkę i kilkanaścioro krewnych i przyjaciół zmarłego modlących się za jego duszę. Pogrzeb odbył się wczesnym rankiem, bez śpiewów i udziału mieszkańców, jeśli nie liczyć najbliższej rodziny. Tego, by nikt nieproszony nie wszedł na cmentarz, pilnowali przy bramie przysłani z Opola funkcjonariusze gestapo.
Alojzy Liguda chrzest, Pierwszą Komunię św. i bierzmowanie przyjął w dzisiejszej katedrze, bo Winów należał do tej parafii. W kościele Świętego Krzyża odprawił też w 1927 roku pierwszą mszę św. Ale pogrzeb prowadził proboszcz (zbudowanego na początku lat 30.) kościoła w Opolu-Szczepanowicach. Urna spoczęła w rodzinnym grobie Ligudów. Naziści próbowali ten fakt ukryć i zakazali odnotowania pochówku w księgach.
Czy Alojzy mógł uniknąć losu męczennika? Prawdopodobnie niewiele zabrakło, by tak się stało. Uczył się w małym seminarium ojców werbistów w Nysie i stąd w 1917 roku został wysłany jako artylerzysta na front I wojny światowej. Po wojnie zdał maturę i wstąpił do nowicjatu w St. Gabriel pod Wiedniem. Święcenia przyjął w Wiedniu w 1927 roku. Gdyby spełnił marzenia o wyjeździe na misje do Chin lub do Nowej Gwinei, być może w ogóle uniknąłby skutków wojny. Przełożeni zdecydowali inaczej.
Powstawała właśnie polska prowincja Zgromadzenia Słowa Bożego i o. Alojzy - jako znający język - został dla jej wzmocnienia wysłany do Polski. Ojcowie przyjęli polskie obywatelstwo. W Poznaniu studiował polonistykę, pracę magisterską napisał o literackości Galla Anonima. Pracował też jako kapelan i katecheta w szkole sióstr urszulanek dla dziewcząt. Z tamtego czasu przetrwały trzy tomy bardzo dobrych kazań dla młodzieży żeńskiej, wznowionych zresztą w opolskim Wydawnictwie Świętego Krzyża w 2010 roku. Latem 1939 roku został rektorem klasztoru w Górnej Grupie. W lutym 1940 r. zaczęła się jego wędrówka przez kolejne obozy: Nowy Port w Gdańsku, Sachsenhausen, Stutthof, aż po Dachau, gdzie trafił 14 grudnia 1940 roku. Póki żył, podnosił współwięźniów na duchu. Ci, co przeżyli, wspominają, że zawsze miał na podorędziu nie tylko słowa modlitwy i pociechy, ale i nowy dowcip.
Już po wojnie okazało się, że mógł skutecznie starać się o zwolnienie z obozu. Rodzina miała obywatelstwo niemieckie, on sam był weteranem wojny, dwaj bracia polegli na froncie. Nie podpisał lojalki, bo czuł się odpowiedzialny za swoich polskich wychowanków. Mawiał podobno: "My starzy, możemy zginąć, ale oni, młodzi, muszą przeżyć". A słów na wiatr nie rzucał.
p. Krzysztof Ogiolda
Opowiadanie
Profesor i przewoźnik
Pewnego dnia jeden z najsławniejszych profesorów uniwersytetu, kandydat do nagrody Nobla, dotarł nad brzeg jeziora. Poprosił przewoźnika, by go wziął do swej łodzi na przejażdżkę po jeziorze. Dobry człowiek zgodził się.
Gdy byli już daleko od brzegu, profesor zaczął go wypytywać.
- Znasz historię?
- Nie! A więc jedna czwarta twego życia stracona. Znasz astronomię?
- Nie. A więc dwie czwarte twego życia poszły na marne.
- Znasz filozofię? Nie. A więc trzy czwarte twego życia są stracone. Nagle niespodziewanie zaczęła szaleć okropna burza. Łódka na środku jeziora kołysała się jak mała łupinka orzecha. Przewoźnik przekrzykując ryk wiatru zapytał profesora:
- Umie pan pływać?
- Nie - odpowiedział profesor.
- A zatem całe pana życie jest stracone...
Jest wiele dróg, zazwyczaj bardzo pięknych i pociągających,
które prowadzą do śmierci. Jedna jedyna droga jest drogą życia.
To droga Boża. Nie trać nigdy z oczu tego, co jest rzeczywiście najważniejsze.
Z nauczania pasterzy diecezji opolskiej
O rodzinie napisano już tysiące książek i artykułów. Rodzina nie schodzi ze szpalt codziennych pism i czasopism. O problemach związanych z warunkami tej - jak się powszechnie mówi - najmniejszej komórki społeczeństwa słyszymy w radiu i telewizji. Wokół niej koncentruje się socjalna, a przynajmniej tak się mówi, troska państwa i organizacji społecznych. Rodzi się pytanie: dlaczego jest takie zainteresowanie rodziną? Na tak postawione pytanie daje nam odpowiedź Ojciec Święty: "Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę" (Familiaris consortio, nr 86). Stan rodziny jest niezmiernie czułym wskaźnikiem zdrowia danego społeczeństwa. Dzisiaj w Polsce dostrzegamy wiele takich pozytywnych zjawisk. Zauważyć trzeba: wzrost liczby rodzin świadomych swego chrześcijańskiego powołania i misji w Kościele i na świecie; rozwój ruchu na rzecz obrony poczętego życia; wiele rodzin w domach i w różnych grupach na modlitwie i przez wczytywanie się w teksty Pisma Świętego szuka właściwej drogi życia i wychowania. Ale nie brak również symptomów poważnego kryzysu małżeństwa i rodziny, o czym świadczy liczba rozwodów, szerzenie się praktyk antykoncepcyjnych i przerywania ciąży, problem zagubionych dzieci i młodzieży. Obok tych zagrożeń nie wolno przechodzić nam obojętnie.
bp Paweł Stobrawa