III Niedziela Zwykła 22 stycznia 2023

23 stycznia 2023
o

Refleksja

Czy zdajemy sobie dzisiaj w pełni sprawę z niezastąpionej roli ojca w wychowaniu dzieci? Ileż niepokojów przeżywa dziecko zaniedbane przez ojca, ile może wystąpić trudności z identyfikacją, a nawet dewiacji - gdy ojca zabraknie albo gdy jest, ale nie spełnia odpowiedzialnie swej roli. Tak rzadko można dzisiaj zobaczyć ojca bawiącego się razem z dziećmi. Razem na spacerze, na wakacjach. Razem w domu, przy stole, przy zeszycie.

Gdy szukałem w dzisiejszej liturgii słowa myśli nawiązujących do ojcostwa, mój wzrok zatrzymał się na tym fragmencie Ewangelii, gdzie mowa jest o powołaniu dwóch braci: ujrzał... Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Pracowali razem. To ojciec nauczył ich naprawiać sieci. Ale chyba nie tylko tego. Na pewno również posługiwania się nimi. Ewangelia wspomina jednak jedynie czynność naprawiania, a niektórzy egzegeci nadają jej znaczenie symboliczne, oznaczające doskonalenie. Być z ojcem, razem z nim pracować - to doskonalić swe umiejętności. A Jezus, który stanie się wkrótce ich Mistrzem, wezwie ich do doskonalenia siebie samych tak, aby mogli łowić już nie ryby, lecz ludzi. Sam Jezus formuje, naprawia i doskonali. Pierwsze seminarium, początek tkwi jednak w rodzinie. Kim był Zebedeusz? Rybakiem. Miał własną łódź. Dziś powiedzielibyśmy: kuter rybacki, czyli własne przedsiębiorstwo, skoro opłacał najemników (por. Mk 1,20). Żoną jego była prawdopodobnie Salome, siostra Maryi, Matki Jezusa. Zebedeusz był więc wujkiem Pana Jezusa. Chyba jednak nie tylko pokrewieństwo, ale przede wszystkim dobre wychowanie sprawiło, że Jezus darzył obu braci szczególnym zaufaniem. Otrzymali przydomek "synów gromu" (Boanerges) ze względu na niezwykłą energię, jaka ich cechowała, odziedziczoną zapewne po ojcu. Trudno przewidzieć, jak zareagował, gdy obaj synowie natychmiast zostawili sieci i poszli za Jezusem. Nie wydaje się jednak, by bronił im pójścia za głosem powołania. Imię Zebedeusz oznacza "Bóg dał". Musiał być szczęśliwym ojcem. Bóg mu pobłogosławił i wybrał Jego synów. Tak jak kiedyś byli z nim razem i razem z nim pracowali, tak teraz razem z Jezusem zaczęli budować jedność Królestwa Bożego.

O ileż ważniejsze od bycia z ojcem ziemskim jest "bycie" z Ojcem Niebieskim! Dopełnieniem wiary w Ojca i jej sprawdzianem jest trwanie w Jego obecności i pełnienie Jego woli. Nie pozorne - jak machinalne pchanie wózka przez opisanych przeze mnie ojców - lecz świadome, otwierające na przyjęcie pełni ojcowskiej miłości i umożliwiające budowanie Królestwa Bożego.

ks. Tadeusz Czakański

Złota myśl tygodnia

Dzień poświęcony Biblii nie powinien być «raz w roku», ale w każdym dniu roku, ponieważ musimy pilnie stać się bliscy Pismu Świętemu oraz Zmartwychwstałemu, który nigdy nie przestaje dzielić się Słowem i Chlebem we wspólnocie wierzących.

Papież Franciszek

o

Na wesoło

Tato uczy swego syna mówiąc:

Pamiętaj, w życiu trzeba umieć powiedzieć: "Nie". Spróbujemy?

Dobrze - odpowiedział syn.

Chcesz kawałek ciasta? - zapytał tata.

Nie, chciałbym dwa kawałki - odpowiedział dumnie syn.

Patron tygodnia - 23 stycznia

Bł. Henryk Suzo

Henryk Suzo (znany też jako Heinrich von Berg) urodził się w 1295 lub 1297 r. w Konstancji. Był potomkiem dawnego rodu szlacheckiego; wychował się raczej w dość prostych warunkach. Mając zaledwie 13 lat, wstąpił do dominikańskiego klasztoru w Konstancji. Tam odbył studia filozoficzne i teologiczne. W latach 1324-1327 udał się na dodatkowe kursy teologiczne do dominikańskiego studium generale w Kolonii. Tam poznał mistrza Eckharta i przystąpił do jego szkoły teologii apofatycznej. W Kolonii także prawdopodobnie poznał Jana Taulera. Po powrocie do Konstancji w 1327 r. pełnił funkcję lektora. Wydaje się, że został z niej odwołany pomiędzy rokiem 1329 a 1334. W 1343 r. został wybrany przeorem klasztoru w Diessenhofen; pięć lat później wysłano go do Ulm, gdzie pozostał aż do śmierci.

W wieku 18 lat Henryk przeżył mistyczne nawrócenie. Porzucił dotychczasowe złe nawyki i uczynił się "sługą Przedwiecznej Mądrości". Od tej pory wielokrotnie przeżywał ekstatyczne wizje. Podejmował rozmaite umartwienia. Uczestnicząc w popularnym wówczas ruchu "przyjaciół Boga", troszczył się o przywrócenie obserwancji w wielu klasztorach, zwłaszcza żeńskich, m.in. w Töss. To tam właśnie żyła mistyczka Elisabeth Stapel, która przetłumaczyła część dzieł Suzona z łaciny na niemiecki i opracowała historię jego życia, którą sam Suzo później przejrzał, poprawił i opublikował.

Henryk Suzo był cenionym kaznodzieją; zapraszały go liczne miasta Szwabii, Szwajcarii, Alzacji i Niderlandów. Nie był jednak kaznodzieją tłumów; o wiele częściej rozmawiał z pojedynczymi osobami, przedstawicielami wszystkich stanów, których przyciągała do niego jego wyjątkowa osobowość. W ten sposób stał się kierownikiem duchowym wielu osób.

Podobnie jak Eckhart i Tauler, również Suzo - jako wybitny przedstawiciel mistyki nadreńskiej - miał problemy z uznaniem jego poglądów przez Kościół. Z powodu jednego ze swych traktatów musiał stanąć przed sądem zakonnym, aby złożyć stosowne wyjaśnienia. Pozostawił po sobie liczne dzieła, m.in. Księgę Mądrości Przedwiecznej, Księgę Prawdy, Małą Księgę listów, Kazania, Małą Księgę miłości i inne. Wśród czytelników tych dzieł byli m.in. Tomasz a Kempis i św. Piotr Kanizjusz.

Henryk Suzo zmarł w Ulm 25 stycznia 1366 r. W 1831 r. jego beatyfikacji dokonał papież Grzegorz XVI.

Opowiadanie

Mysz

Pewna szlachetna i grzeczna myszka o sympatycznym wyglądzie myszy domowej w czasie jednej ze swych rozpaczliwych ucieczek przed kotem znalazła się kiedyś w piwnicy bogatej willi. Tam z powodu ciemności, wpadła do dziwnej kałuży. Była to kałuża powstała z doskonałego koniaku, który wyciekł z popsutego sworznia dębowej beczułki.

Myszka nieśmiało polizała ten dziwny płyn. Smak spodobał się jej. Był mocny i zdecydowany, spływał do gardła jak ogień.

Gdy "wypiła" kałużę, myszka wyprostowała się, uderzyła się łapkami w pierś, zrobiła groźną minę i zawołała:

Gdzie jest kot?

Zbyt wielu ludzi w naszych czasach posiada odwagę jedynie myszy.

Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 9.

Posłannictwo Kościoła w świecie ma oczywiście "charakter religijny" (KDK 42). Dlatego Kościół, posłany do wszystkich narodów wszelkich czasów i miejsc, nie wiąże się wyłącznie i nierozerwalnie z żadną rasą ani narodem, z żadną konkretną obyczajowością ani zwyczajem, lecz z wielkim szacunkiem uznaje wszystko to, co jest prawdziwe, dobre i sprawiedliwe w bardzo różnych instytucjach rodzaju ludzkiego. Sam zaś pragnie jedynie, by służąc dobru wszystkich, mógł swobodnie się rozwijać.

W takiej perspektywie soborowego nauczania staje się bardziej zrozumiałe, co znaczy, że Kościół jest "powszechnym sakramentem zbawienia" (KK 48), "ukazującym i zarazem realizującym tajemnicę miłości Boga do człowieka" (KDK 45). Trzeba zatem postrzegać Kościół jako swego rodzaju "stowarzyszenie małej łodzi". Płynący nią po wzburzonych falach świata uczniowie i uczennice Pańscy oferują każdemu człowiekowi zbawienie, tj. obecnego w łodzi Chrystusa. Choć czasem, jak w ewangelicznej scenie uciszenia burzy (por. Mk 4,35-41; Łk 8,22-25), może się wydawać, że Chrystus śpi i jakby pozostawia swą łódź na pastwę mocy wzburzonych fal, uczniowie mogą żyć bez obaw i lęków, zachowując pewność, że Pan - poprzez dar swego Ducha - jest zawsze obecny i działa pośród nich i w historii ludzkości (por. EiE 27).

bp Andrzej Czaja