Wniebowstąpienie Pańskie - 21 maja 2023
Refleksja
Nasze życie jest nie tylko podążaniem naprzód, rozumianym jako postęp naukowy czy technologiczny. Ale przede wszystkim stanowi wędrówkę "ku górze", ku pełnej realizacji człowieczeństwa, ku świętości. Wywyższenie człowieka, które dokonuje się w zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa, nie objawia jedynie tajemnicy naszego zmartwychwstania. Ale wskazuje także drogę życia duchowego, które dzięki posłannictwu Kościoła dociera do ludzkich serc. Jak naucza św. Jan Paweł II w encyklice "Dominum et Vivificantem", w nich "właśnie właśnie zostaje zaszczepiony przez Ducha ów ‘korzeń nieśmiertelności’ (por. Mdr 15, 3), z którego wyrasta nowe życie: życie człowieka w Bogu. To życie, jako owoc zbawczego udzielania się Boga w Duchu Świętym, tylko pod Jego działaniem może rozwijać się i umacniać.
Życie duchowe, czyli życie z Ducha Świętego i pod Jego wpływem, jest więc całkowicie niezasłużonym i niezależnym człowiekowi wymiarem egzystencji, który tworzy "nowe życie" i "nowego człowieka". Przez Ducha Świętego Ojciec i Syn przychodzą do człowieka i czynią u niego swoje mieszkanie. Papież Polak przypomina, że "to nowe przychodzenie Chrystusa za sprawą Ducha Świętego i Jego stała obecność i działanie w życiu duchowym dokonują się w rzeczywistości sakramentalnej" i modlitewnej. Szczególne znaczenie dla życia duchowego mają sakramenty inicjacji chrześcijańskiej, spośród których najważniejszą rolę pełni chrzest, czyli "brama wejściowa życia duchowego", dzięki której stajemy się członkami Chrystusa i członkami Kościoła. Natomiast włączenie się chrześcijanina w rytm roku liturgicznego, a tym samym owocne przeżywanie niedzieli sprawia, że jego życie kościelne i duchowe zostaje mocno osadzone w Chrystusie, z którego czerpie pokarm i inspirację. Nie bez znaczenia dla duchowego pozostaje sakrament pokuty, a jego zaniedbanie przyczynia się do wielkich szkód w życiu duchowym wiernych i w świętości Kościoła. Podobnie ma się sprawa w odniesieniu do życia łaską sakramentu małżeństwa czy namaszczeniem chorych.
Życie duchowe zakłada nieustanną świadomość celu: jestem powołany/a do Nieba. Zakłada to czynne zaangażowanie z naszej strony. Życie duchowe nie jest więc ucieczką od doczesnych i społecznych obowiązków. Wręcz przeciwnie, jego rozwój wzmacnia zaangażowanie ochrzczonych, którzy zapowiadają nadejście nowego człowieka, którego odnowicielem jest sam Chrystus. Nasze oczekiwanie na powrót Chrystusa przy końcu czasów jest związane z dawaniem świadectwa i troskliwą miłością do braci.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Chociaż czasy są nienormalne i złe, mimo to musimy pracować nad sobą i dążyć do świętości.
bł. Józef Cebula OMI
Na wesoło
Do domu klienta apteki dzwoni aptekarz:
Dzień dobry, przepraszam, że pana niepokoje, ale zaszła pomyłka przy wczorajszym zakupie.
Tak? A co się stało?
Kupował pan tymianek dla teściowej, a my omyłkowo wydaliśmy cyjanek.
Jaka jest różnica?
Cztery pięćdziesiąt.
Patron tygodnia - 23 maja
św. Joanna-Antyda Thouret
Joanna urodziła się 27 listopada 1765 r. w Sancey-le-Long (Francja) jako piąte z ośmiorga dzieci skromnego rolnika. Do szkoły uczęszczała zaledwie przez parę miesięcy. W 1781 r. objęła po zmarłej matce rolę gospodyni. Tęskniła jednak za życiem zakonnym. Po przezwyciężeniu oporów, jakie stawiała rodzina, w 1787 r. rozpoczęła je u szarytek w Paryżu.
W 1792 r. odmówiła złożenia przysięgi konstytucyjnej; została z tego powodu brutalnie pobita. W rok później, ciężko chora, przyjęła już ostatnie sakramenty, ale nagle ozdrowiała. Gdy władze zniosły jej zgromadzenie, udała się do Doubs. Na jesieni 1794 r. objęła zadanie pielęgniarki i nauczycielki w Sancey. W rok później schroniła się na terenie Szwajcarii, potem przebywała krótko w Bawarii i Austrii. Pod koniec 1797 r. na nowo otworzyła szkołę w Sancey. Potem znowu musiała się ukrywać. W kwietniu 1799 r. otworzyła szkołę w Besançon. Z czasem dołączyły tu do niej pierwsze towarzyszki dzieła. Razem z nimi angażowała się w posługę wobec dzieci, chorych i ubogich. W 1802 r. usunęła się do Dôle (w Jurze), aby zredagować dla powstającego zgromadzenia regułę zakonną.
W 1810 r. udała się do Neapolu. W dziesięć lat później otrzymała dla swego instytutu aprobatę papieską. Arcybiskup Besançon nie uznał jednak tej decyzji, wobec czego znów musiała udać się do Neapolu. Zmarła tam 24 sierpnia 1826 r. Beatyfikował ją w 1926 r. Pius XI. Ten sam papież kanonizował ją w 1934 r.
Opowiadanie
Dziwny młodzieniec
Gospodarz pewnego wielkiego gospodarstwa potrzebował pomocnika do pracy w stajni i w stodole. Tak jak nakazywała tradycja, zaczął go poszukiwać podczas jarmarku, który odbywał się w wiosce. Spostrzegł tam pewnego 16-17-letniego młodzieńca, który krążył pomiędzy jarmarcznymi namiotami. Był bardzo szczupły i nie wydawał się być nazbyt silny.
Jak się nazywasz, młodzieńcze?
Alfred, panie.
Poszukuję kogoś, kto zechciałby pracować w moim gospodarstwie. Czy znasz się na rolnictwie?
Tak, panie. Mogę spać w burzliwą noc!
Co mówisz? - zapytał zaskoczony gospodarz.
Mogę spać w burzliwą noc, odrzekł spokojnie.
Gospodarz pokiwał głową i odszedł.
Jednak późnym popołudniem spotkał ponownie Alfreda i ponowił swoją propozycję. Odpowiedź Alfreda była taka sama:
Mogę spać w burzliwą noc!
Gospodarz potrzebował pomocnika, a nie młodzieńca, dumnego z powodu tego, że umie spać w burzliwe noce.
Próbował szukać gdzie indziej, ale nie mógł znaleźć nikogo do pracy w swym gospodarstwie. Nie mając innego wyjścia, zdecydował się zatrudnić Alfreda, który nieustannie powtarzał mu:
Niech pan się nie martwi, ja mogę spać w burzliwą noc.
W porządku. Zobaczymy, co potrafisz robić.
Alfred pracował w gospodarstwie przez kilka tygodni.
Jego gospodarz był tak bardzo zajęty, że nie zwracał wielkiej uwagi na to, jak pracował młodzieniec.
Jednakże jednej nocy zbudził go silny wiatr. Burza miotała drzewami, wyła w kominach i trzaskała oknami. Gospodarz wyskoczył z łóżka. Zawierucha mogła otworzyć na oścież drzwi stajni, przestraszyć konie i krowy, porozrzucać siano i słomę, wyrządzić mnóstwo różnych szkód.
Pobiegł, aby pukać do drzwi Alfreda, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Stukał wielokrotnie.
Alfred, obudź się! Wstawaj i pomóż mi, zanim wiatr wszystko zniszczy! - wołał.
Ale Alfred wciąż spał.
Gospodarz nie miał czasu do stracenia. Zbiegł w dół po schodach, przedarł się przez podwórze, aż wreszcie dotarł do zagrody.
I tutaj spotkało go wielkie zaskoczenie.
Drzwi do stajni były szczelnie zamknięte a wszystkie okna starannie zablokowane. Siano i słoma poprzykrywane i poukładane w taki sposób, że żaden wiatr nie byłby w stanie ich rozwiać. Konie uwiązane, a trzoda i kury wyjątkowo spokojne. Na zewnątrz wiatr szalał gwałtownie. Wewnątrz gospodarstwa zwierzęta cicho spały, a wszystko było zabezpieczone.
Nagle gospodarz wybuchnął głośnym śmiechem. Zrozumiał bowiem, co miał na myśli Alfred, kiedy mówił, że może spać nawet w burzliwą noc.
Młodzieniec każdego dnia wykonywał dobrze swoją pracę. Sprawdzał, czy wszystko było zrobione jak należy. Zamykał szczelnie drzwi i okna, opiekował się zwierzętami. Był przygotowany na burzę każdego dnia. I właśnie dlatego nigdy się jej nie lękał.
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 26.
Inne z uznanych określeń Kościoła Ojcowie Soboru wręcz wyraźnie skorygowali. Chodzi o widzenie Kościoła jako kontynuacji tajemnicy Wcielenia Bożego Syna, które w XIX wieku wypromował niemiecki teolog z Tybingi Johann Adam Möhler. U źródła takiego ujęcia Kościoła (mówiło się o tzw. inkarnacyjnej definicji; od łac. incarnatio - wcielenie) było zbyt uproszczone myślenie, że jak w Chrystusie, tak w Kościele są powiązane ze sobą rzeczywistość Boska i ludzka. Tymczasem jest wyraźna różnica. Otóż, w Chrystusie w jednej osobie są zjednoczone Boska i ludzka natura, natomiast w Kościele są związane ze sobą osoby. Dlatego można mówić tylko o pewnej analogii między tajemnicą Słowa Wcielonego a Kościołem. Ojcowie Soboru wyjaśniają, że "(...) jak przybrana natura ludzka służy Słowu Bożemu jako żywe narzędzie zbawienia, nierozerwalnie z Nim zjednoczone, podobnie społeczny organizm Kościoła służy ożywiającemu Go Duchowi Chrystusa ku wzrastaniu Ciała" (nr 8). To oznacza analogię, a nie kontynuację między Wcieleniem a Kościołem.
Mając to wszystko przed oczami, Ojcowie Soboru doszli do wniosku, że Kościoła nie da się zdefiniować. Po pierwsze - ze względu na złożoność jego bosko-ludzkiej natury, a po drugie - z uwagi na głębię jego tajemnicy, która nie ma w świecie żadnej analogii.
bp Andrzej Czaja