XX Niedziela Zwykła - 18 sierpnia 2024
Refleksja
Wielu z nas troszczy się o "chleb powszedni". Jest to nasz ziemski obowiązek i nie ma w tym nic niezwykłego. Czy jednak nasz "chleb powszedni" zaspokaja wszystkie nasze ziemskie głody i potrzeby? Nie. Nasze najważniejsze głody życiowe zaspakaja "pokarm z nieba". Jak nauczał św. Jan Paweł II, "Chrystus odpowiada na najgłębsze głody ludzkiej istoty. Takim jest właśnie głód miłości. On zaś jest Tym, który ‘umiłował do końca" (13.06.1987). Ta miłość najpełniej objawia się w Eucharystii. Stąd Papież pyta: "Czy wystarczy ją tylko przyjmować?" i odpowiada: "Ona jest pokarmem, a więc trzeba z niej żyć".
Pan Jezus doskonale znał człowieka wiedział, co potrzeba mu do pełnego szczęścia. Znając historię narodu wybranego doskonale wiedział, że sama manna - "pokarm ojców" - nie wystarczy. Dlatego przypomina nam dziś ważną prawdę: "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, trwa we Mnie a Ja w nim". To Ciało wydane i Krew przelana dla naszego zbawiania. To prawdziwe lekarstwo, szczególnie na grzech. Jak pisał św. Ambroży, "Raną jest to, że ulegamy grzechowi, a lekarstwem - Najświętszy Sakrament".
Przychodzi więc do nas Bóg, który staje się dla nas chlebem. Pragnie nas karmić sobą. Jak możemy przeżywać tę Bożą obecność? Wsłuchajmy się w świadectwo Agnieszki: "Pamiętam dzień swojej Pierwszej Komunii św. Nie mogłam się doczekać, bo byłam ciekawa jak smakuje Ciało Chrystusa. Okazało się ze jak zwykły opłatek. Starałam się po dziecinnemu uwierzyć ze to sam Bóg, ale jakoś z trudem mi to przychodziło. Mijały lata. Nie przyjmując Komunii traciłam chyba to, co najważniejsze. Prawdziwa istotę i sens. Czasem starałam się skupiać na tym ze to sam Bóg, ale wciąż mi to uciekało. Przychodziły kłopoty, problemy, a ja niby się modliłam, prosiłam Boga o pomoc, ale wciąż nie docierało do mnie jak blisko może być we mnie. W końcu przyszedł moment, kiedy zaczęłam poznawać Boga bliżej. Często przyjmowałam Komunię. Nie zauważyłam nawet, kiedy Jezus na stałe zagościł w moim sercu i zaczął mnie uzdrawiać. Komunia daje mi ogromna siłę i moc do przetrwania i pokonywania trudności".
Bóg przychodzi na ołtarz, stając się chlebem, chce nas na nowo zaprosić do tego, byśmy się tym chlebem karmili. Przecież nikt z nas, kto jest zaproszony przez kogoś na przyjęcie, nie wychodzi stamtąd głodny. Tylu ludzi wychodzi natomiast z Eucharystii i nie korzysta z zaproszenia Jezusa, by karmić się "chlebem z nieba".
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Wiecie kto pierwszy poszedłby do nieba?
Osioł ze Shreka. Jak skakał i mówił: mnie wybierz, mnie, mnie. Widzieliście kiedyś w kościele kogoś, kto by wołał: "Panie Jezu, mnie wybierz, mnie, ja chcę iść!"?
ks. Piotr Pawlukiewicz
Patron tygodnia - 19 sierpnia
św. Ludwik
Ludwik urodził się w roku 1274 w Nocera jako drugi syn Karola II Andegaweńskiego, króla Neapolu. Gdy miał lat czternaście, razem z dwoma braćmi musiał udać się do Barcelony, gdzie w miejsce uwięzionego ojca został zakładnikiem w rękach Piotra Aragońskiego. W Katalonii pozostał do roku 1294. Tam też nabrał przeświadczenia o swym powołaniu. Wszedł wówczas w kontakt z wybitnymi franciszkanami, korespondował też z Piotrem Janem Olivi.
Celestyn V upoważnił go w roku 1294 do przyjęcia tonsury i święceń mniejszych. Potem mianował go arcybiskupem Lyonu, ale do objęcia tej prymasowskiej stolicy nie doszło. Bonifacy VIII przeniósł go więc w roku następnym na stolicę biskupią do Tuluzy. W roku 1296 Ludwik przyjął święcenia kapłańskie i habit franciszkański, przy czym wbrew protestom rodziny zrezygnował z prawa do sukcesji. W Tuluzie przebywał przez parę miesięcy w roku 1297. Potem pośredniczył w Katalonii w sporze pomiędzy Jakubem II Aragońskim a hrabią de Foix. Wracając, zatrzymał się u swego ojca w Prowansji. Tam też w Brignoles zmarł 19 sierpnia 1297 r.
Zgodnie z jego życzeniem pochowany został u franciszkanów w Marsylii. Jan XXII kanonizował go w roku 1317.
Opowiadanie
Jałmużna
Bardzo dawno temu, w Anglii, pewna drobna kobiecina, opatulona potarganymi łaszkami przebiegała uliczki małej miejscowości, pukając do wszystkich drzwi i prosząc o jałmużnę.
Nie miała jednak wielkiego szczęścia. Niektórzy obrzucali ją wyzwiskami, inni szczuli psami, aby ją jak najszybciej odpędzić. Inni wciskali jej do fartuszka na odczepne kawałki spleśniałego chleba i zgniłych kartofli.
Jedynie dwoje starców, którzy mieszkali w malutkiej chatce na obrzeżach wioski, wpuściło biedaczkę do swojego domu i ugościło.
Przycupnij sobie i ogrzej się - powiedział do niej starzec, podczas gdy żona przygotowywała jej miseczkę ciepłego mleka i kroiła wielką pajdę chleba. Potem, kiedy jadła, obdarowali ją miłymi słowami i pocieszeniem.
Następnego dnia w tej samej miejscowości wydarzyła się nieprawdopodobna historia. Królewski posłaniec odwiedzał wszystkie domy i zapraszał rodziny na królewski zamek.
To nagłe i nieoczekiwane zaproszenie spowodowało we wsi wielkie zamieszanie. Po południu wszystkie rodziny wystrojone w świąteczne stroje stawiły się na zamku.
Każdemu z nich miejsce zostało wskazane w wielkiej jadalni.
Kiedy już wszyscy zasiedli, służba rozpoczęła podawanie dań.
Po chwili z ust wszystkich biesiadników dały się słyszeć pomruki niezadowolenia i ukrywanej wściekłości. Wszystko z powodu tego, że usłużni kamerdynerzy serwowali gościom ziemniaczane łupiny, kamienie i kawałki spleśniałego chleba. Jedynie na talerzach dwojga staruszków siedzących w kącie nakładano z wielką uprzejmością wykwintne i smaczne potrawy.
W pewnym momencie wbiegła na salę ubrana w żebracze łachmany kobieta. Wszystkim odebrało głos.
Dzisiaj - powiedziała kobieta - pragnę was poczęstować wszystkim tym, czym wy obdarowaliście mnie wczoraj.
Potem zdjęła z siebie żebracze łachmany, pod którymi lśnił złoty strój, wytłaczany szlachetnymi kamieniami.
Była to Królowa.
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 91.
Dziś istnieje w Kościele wiele form życia konsekrowanego. W adhortacji Vita consecrata bł. Jan Paweł II rozróżnia: instytuty zakonne oddane całkowicie kontemplacji, instytuty zakonne oddane dziełom apostolskim, czyli tzw. czynne, instytuty świeckie, stowarzyszenia życia apostolskiego oraz życie pustelnicze i stan dziewic i wdów poświęconych Bogu (por. nr 5-12).
Członkowie instytutów kontemplacyjnych (mnisi i mniszki) łączą życie wewnętrzne z pracą, wysiłek ascezy osobistej z rozważaniem słowa Bożego, sprawowaniem liturgii i modlitwą wewnątrz klasztorów, a więc w oderwaniu od świata. Trwają w samotności i milczeniu, choćby nawet nagliła konieczność czynnego apostolatu. Naśladują swoim życiem i misją Chrystusa modlącego się na Górze i dają świadectwo panowania Boga nad historią. W naszej diecezji takowymi są benedyktyni w Biskupowie pod Nysą i Służebnice Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji, tzw. różowe siostry (nazwa od koloru habitu) w Nysie. Znamy też skądinąd kamedułów, klaryski, karmelitanki.
Instytuty życia konsekrowanego oddane dziełom apostolskim wyraźnie przeważają w Kościele, także naszym Kościele opolskim. Takowymi są m.in. franciszkanie, jezuici, werbiści, elżbietanki, siostry służebniczki, franciszkanki, józefinki, boromeuszki i in. Do istotnych cech tych zakonów i zgromadzeń tak męskich, jak i żeńskich należą: konsekracja, życie charyzmatem założyciela, życie we wspólnocie, modlitwa i apostolstwo. Bardzo ważne dla członków tego typu instytutów jest pielęgnowanie swoistego stylu uświęcenia i apostołowania wprowadzonego przez założyciela.
bp Andrzej Czaja