XXX Niedziela Zwykła - 29 października 2023
Refleksja
Psalmista wzywa nas: "Pośród narodów głoście chwałę Pana". Tę prawdę doskonale rozumiał św. Jan Paweł II, który w ciągu 27 lat trzydzieści razy okrążył ziemię. Był pierwszym papieżem, dla którego pielgrzymki stały się nieodłącznym elementem pontyfikatu. Odwiedził 129 krajów podczas 104 pielgrzymek zagranicznych. Ojciec Święty sam podkreślał: "Od samego początku mojego pontyfikatu zdecydowałem się podróżować aż po krańce ziemi, by dać wyraz tej trosce misyjnej, i właśnie bezpośredni kontakt z ludami, które nie znają Chrystusa, przekonał mnie bardziej, jak pilna jest ta działalność". Stąd ważne by Kościół stanowił dla świata jasne świadectwo służąc najuboższym i naśladując prostotę życia Jezusa z Nazaretu. Jest to potrzebne szczególnie w kontekście tego, co możemy zaobserwować we współczesnym świecie: "wielkim niebezpieczeństwem współczesnego świata, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący chorobliwemu poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz wyizolowanemu sumieniu" (Evangelii gaudium 2).
Uczniowie faryzeuszów i zwolennicy Heroda sprawdzają natomiast wiarygodność Jezusa, którego życie jest głoszeniem chwały Ojca. Nasłani przez faryzeuszów mówią do Jezusa: "Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką". Kategoria "prawda" zajmuje szczególne miejsce w Bożym planie zbawienia. Nie tylko inni mówią o Synu Bożym, że jest prawdomówny i naucza prawdy. On sam stwierdza, że jest prawdą. Nawet pytanie-pułapka faryzeuszów nie jest w stanie wytrącić Jezusa z równowagi i zaburzyć Jego wewnętrzne przekonania.
Nie tylko za czasów Jezusa, ale także dzisiaj potrzeba nauczycieli prawdomównych. Takich, dla których obce będą kategorie: pustosłowie, demagogia, tani populizm czy chwilowa popularność bez względu na cenę. Prawość myślenia i mówienia zakłada najpierw prawość życia. Wpatrując się w postać Jezusa, rozmawiającego z uczniami faryzeuszów i zwolennikami Heroda, warto zastanowić się: jak głosić chwałę Pana żyjąc w prawdzie? Bł. ks. Jerzy Popiełuszko w jednym z kazań wyjaśniał: "Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. (...) Życie w prawdzie, to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Jesteśmy powołani do prawdy, jesteśmy powołani do świadczenia o prawdzie w swoim życiu". Mówił też: "Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem". Uczył, że wolność jest przede wszystkim wolnością od lęku, ale też wolnością sumienia, bo "sumienie jest taką świętością, że nawet sam Bóg sumienia ludzkiego nie ogranicza".
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Żeby kogoś okraść, trzeba go najpierw związać. I tak matka przywiązana do serialu, ojciec do gazety, dzieci do komputera, a diabły wynoszą szczęście z domu workami.
ks. Piotr Pawlukiewicz
Na wesoło
Do wielkomiejskiej restauracji przyszedł rolnik. Zamówił posiłek. Gdy przyniesiono mu jedzenie uczynił Znak Krzyża. Przy stolik obok siedziała zdziwiona kobieta, która zapytała drwiąco:
U was wszyscy tak robią?
Nie, nie wszyscy - odparł mężczyzna - u nas nie modlą się jedynie: pies, krowa i świnia.
Patron tygodnia - 31 października
Św. Alfons Rodriguez
Alfons urodził się w rodzinie kupca w Segowii (Hiszpania) 25 lipca 1533 r. Kiedy miał 10 lat, do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej przygotował go bł. Piotr Faber, jeden z pierwszych towarzyszy św. Ignacego Loyoli. W wieku 14 lat został przyjęty do kolegium jezuitów w Alcali. Po roku musiał je jednak opuścić, ponieważ zmarł jego ojciec i trzeba było zająć się administracją przedsiębiorstwa tekstylnego, które prowadził. W 1560 r. Alfons ożenił się z Marią Suarez. Po 7 latach szczęśliwego życia jego żona zmarła (1567). Zmarło także ich dwoje dzieci. Rozgorzało w nim pielęgnowane od młodości pragnienie kapłaństwa. Postanowił je wreszcie wypełnić. Sprzedał przedsiębiorstwo i rozpoczął studia na uniwersytecie w Walencji. Okazało się jednak, że po tylu latach przerwy w nauce miał zbyt wiele zaległości. Miał już bowiem 39 lat. Musiał zrezygnować ze studiów.
Alfons jednak nie poddał się. Wstąpił do jezuitów w charakterze brata zakonnego (1571). Nowicjat odbył na Majorce, w Palmas, i tam pozostał przez kolejnych 36 lat. Pełnił funkcję furtiana. Skazany na dobrowolne "więzienie" przy furcie, starał się wykorzystać cenny czas na modlitwę. Zasłynął duchem kontemplacji tak dalece, że miewał nawet zachwyty i ekstazy. Nie wypuszczał z rąk różańca. Z modlitwą łączył ducha pokuty. Przez całe lata walczył nieustannie z dręczącymi go pokusami. Zwalczał je postami, czuwaniami, biczowaniem ciała. W poczuciu posłuszeństwa spełniał najsumienniej wszystkie rozkazy i polecenia.
Wyróżniał się wielką cierpliwością. Do furty przychodzili różni ludzie: potrzebujący i wagabundy. Alfons umiał zawsze zdobyć się na życzliwe i uprzejme słowo. Kolegium jezuitów było duże, więc też i liczba interesantów znaczna. Klerycy, przebywający tu na studiach, budowali się anielską dobrocią furtiana. Wśród nich był także św. Piotr Klawer, późniejszy apostoł Murzynów amerykańskich, który z bratem Alfonsem zawarł serdeczną przyjaźń.
Bóg obdarzał Alfonsa niezwykłymi łaskami, m.in. darem proroctwa i czynienia cudów, objawieniami i widzeniami. W ostatnim czasie swego życia Alfons doświadczył chorób i utrapienia duszy; trzy dni przed śmiercią wszystkie dolegliwości ustały w zachwyceniu, jakiego doznał. Zmarł w nocy z 30 na 31 października 1617 r. ze słowami: "Mój Jezusie" na ustach. W pogrzebie skromnego brata zakonnego wziął udział wicekról, biskup i duchowieństwo, zakonnicy i tłumy ludu. Największe poruszenie wywołał szereg idących na eksponowanym miejscu w procesji osób, które Alfons uzdrowił swoją modlitwą. Został beatyfikowany w roku 1825 przez Leona XII; kanonizował go - razem ze św. Janem Berchmansem - papież Leon XIII (1888).
Opowiadanie
Kółka na wodzie
W letnim upale drzemał sobie całkowicie nieruchomy mały staw. Siedząca na liściu nimfy leniwa żaba przyglądała się uważnie owadowi o długich nogach, który beztrosko poruszał się po wodzie; gdyby chciała potraktować go jako wspaniały kąsek, nie trzeba by było tak wielkiego wysiłku. Odrobinę dalej jakiś trzmiel wpatrywał się namiętnie w przepiękną komarzycę. Nie miał jednak odwagi, by wyznać jej swą miłość, więc zadawalał się cichym uwielbieniem jej z oddali. A na brzegu rzeki, zaledwie kilka milimetrów od przepływającej wody, malutki i prawie niewidoczny kwiatek umierał z pragnienia. W żaden sposób nie był w stanie dostać się do niej, mimo że przepływała tak blisko. Jego małe korzonki nadwyrężone były od wysiłku. Nieopodal topiła się mała muszka. Wpadła do rzeki z powodu zwykłego roztargnienia. Jej małe skrzydełka uginały się pod ciężarem wody i nie była w stanie wzbić się w powietrze. Rzeka zaczynała już prawie całkowicie ją pochłaniać.
Dzika śliwa pochylała nad stawem swoje ramiona. Na końcu jej najdłuższej gałęzi dochodzącej prawie do środka bajorka wisiał jeden przejrzały owoc, ciemny i pomarszczony. Właśnie oderwał się od gałęzi i wpadł do wody. Wśród monotonnego brzęku owadów dało się usłyszeć puste i dziwnie brzmiące "plum"!
W miejscu, w którym mały owoc wpadł uroczyście i godnie do wody, zrobiło się na niej kółko rozszerzające się następnie majestatycznie jak rozkwitający kwiat. Natychmiast pojawiły się inne kółka: drugie, trzecie, czwarte. Owad o długich nogach uniósł się na małej fali i odskoczył od języka żaby, która właśnie zamierzała go schwytać. Wpatrujący się w komarzycę trzmiel poruszony falą wpadł na nią niechcąco; mówiąc sobie wzajemnie "przepraszam" zakochały się w sobie na zawsze.
To pierwsze kółko dotarło do samego brzegu, aż do małego kwiatka, który zaraz ożył. Następnie podniosło w górę topiącą się muszkę, dzięki czemu udało się jej uczepić rosnącej na brzegu trawy, na których mogła spokojnie wysuszyć zmoczone skrzydełka.
Jak wiele losów zostało odmienionych przez to prawie niezauważalne kółko na wodzie!
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 49.
Po Soborze Watykańskim II podkreśla się zwłaszcza równoczesność i wzajemne przenikanie się oraz współistnienie jedności i różnorodności. Mówi się najczęściej o jedności w uprawnionej różnorodności bądź o pojednanej różnorodności. U podstaw takiego ujęcia widać biblijną ideę "osoby korporatywnej". Chodzi o wzajemną relację jedności i wielości w Kościele, którą dobrze wyraża zasada: "Nie może być «jednego» bez «wielu» i «wielu» nie może istnieć bez «jednego»". Mówiąc jeszcze konkretniej, chodzi o to, że ani Chrystus nie kształtuje Kościoła bez nas, ani my nie urzeczywistniamy Kościoła bez Niego.
W tej wzajemnej zależności upatruje się to, co najbardziej specyficzne dla struktury Kościoła, dla jego komunijnej jedności. Mowa jest o jedności w wielości Kościołów, członków, darów, funkcji, sytuacji i sposobów życia. W jej ramach jest możliwa, a nawet pożądana rozmaitość sposobów nauczania, form liturgii i pobożności, teologii, praw kościelnych, rodzajów zaangażowania społecznego i służby społecznej. Inaczej Kościół nie mógłby jednoczyć ludzi wszystkich narodów, ras, kultur, języków, różnej mentalności i rozmaitych form życia. Tylko poprzez taką rozmaitość w jedności Kościół może się stać wszystkim dla wszystkich (por. 1 Kor 9,19-23). Chodzi o jedność, której podstawą nie jest kompromis dla trwania w zgodzie, lecz życie w Chrystusie.
Papież Jan Paweł II mówił o "organicznej" jedności Kościoła, analogicznej do jedności żywego i sprawnego ciała. "Odznacza się ona w istocie współistnieniem wielorakich powołań i stanów, tajemnic, charyzmatów i zadań, które, choć różne, są w stosunku do siebie komplementarne". Natomiast "jeden i ten sam Duch stanowi dynamiczną zasadę jedności i różnorodności Kościoła i w Kościele" (ChL 20); Jego działanie zestawia się "z funkcją, jaką w ciele ludzkim spełnia zasada życia, czyli dusza" (KK 7).
bp Andrzej Czaja