V Niedziela Wielkanocna - 7 maja 2023

7 maja 2023

Refleksja

Św. Piotr w drugim czytaniu przypomina nam: "Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście głosili dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do swojego przedziwnego światła" (1 P 2,9). Tak więc chrześcijanin podąża z ciemności grzechu i śmierci do światła Chrystusa; w kierunku Tego, który jest "drogą, prawdą i życiem". Światło poranka wielkanocnego jest pięknym symbolem tego zwycięstwa.

Takim światłem na drogach naszego życia jest wiara. Dlatego, jak zauważa papież Franciszek, "pilne staje się odzyskanie światła (...), bo kiedy gaśnie jej płomień, wszystkie inne światła tracą w końcu swój blask. Światło wiary ma bowiem szczególny charakter, ponieważ jest zdolne oświetlić całe życie człowieka. Żeby zaś światło było tak potężne (...) musi ostatecznie pochodzić od Boga" (Lumen fidei 4). Na czym polega rola wiary? Papież wyjaśnia, że "wiara nie jest światłem rozpraszającym wszystkie nasze ciemności, ale lampą, która w nocy prowadzi nasze kroki, a to wystarcza, by iść. Cierpiącemu człowiekowi Bóg nie daje wyjaśniającej wszystko argumentacji, ale swoją odpowiedź ofiaruje w formie obecności, która towarzyszy historii dobra, łączącej się z każdą historią cierpienia, by rozjaśnił ją promień światła. W Chrystusie Bóg zechciał podzielić z nami tę drogę i ofiarować nam swoje spojrzenie, byśmy zobaczyli na niej światło" (LF 57).

Jezus, który poniósł śmierć na krzyżu i zmartwychwstał, jest kamieniem węgielnym pod budowę nowej świątyni, jaką jest lud Boży. Dla niewierzących jest natomiast kamieniem, o który się potkną. "Na Nim cały Kościół się wspiera i z Niego czerpie swą moc, aby opierać się różnym przeciwnościom i dziejowym burzom" (ks. Stanisław Hałas). Tak więc ochrzczeni, czyli wezwani z ciemności do światła, są powołani do składania duchowych ofiar ze swojego codziennego życia. Mają też wprowadzać Chrystusa w każde środowisko, a więc uświęcać świata, w którym żyją. I to jest szczególne zadanie ludzi świeckich. To właśnie świeccy - jak ktoś powiedział - "odprawiają Mszę św. w świecie wtedy, kiedy pozwalają Chrystusowi w sobie i przez siebie działać w każdej rzeczywistości stworzonej, we wszystkim, czego dotykają, poczynając od tych najprostszych spraw, jak jedzenie i picie". Kapłańskie posłannictwo ludzi świeckich, wynikające z chrztu, polega na przemienianiu świata na chwałę Bożą, czyli czynieniu z każdej rzeczywistości, która jest świecka, przestrzeni Bożej. Można bowiem jeść i pić na własną zgubę i zgorszenie innych, a można to czynić na chwałę Bożą.

ks. Leszek Smoliński

Złota myśl tygodnia

Dzień mojej śmierci będzie dla mnie największym ze wszystkich świąt.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Na wesoło

Rozmowa dwóch przyjaciół:

Więc jak nowa praca?

Naprawdę jak w raju.

Nie żartujesz? Jak to?

To tylko kwestia czasu, zanim mnie wyrzucą.

Patron tygodnia - 9 maja

Bł. Jeremiasz z Wołoszczyzny

Jon (Jan) Kostist urodził się 29 czerwca 1556 r. w Tzazo, maleńkiej miejscowości mołdawskiej. Przez matkę miał kontakt z włoskimi franciszkanami, którzy pracowali w księstwie. Jakiś czas przebywał potem w Alba Iulia. Następnie z lekarzem Lo Jacome wyjechał do Bari. W roku 1578 wstąpił w Neapolu do kapucynów, przyjmując imię proroka - znany jest jako Jeremiasz z Wołoszczyzny (de Valachia).

Przez czterdzieści lat był bratem-laikiem i wykonywał najskromniejsze zajęcia. Równocześnie budował wszystkich pokorą, pogodą ducha, dobrocią, uczynnością. Przypisywano mu dar czynienia cudów. Zmarł 5 marca 1625 r. w Neapolu. Bez zwłoki otoczyła go cześć wiernych, ale proces beatyfikacyjny, rozpoczęty niemal zaraz po śmierci, poszedł z czasem w zapomnienie. Dopiero 30 października 1983 r. beatyfikował go św. Jan Paweł II. Relikwie Jeremiasza z Wołoszczyzny znajdują się w Neapolu, w kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Opowiadanie

Stara nieznośna pani

Na nocnym stoliku starszej kobiety przebywającej w domu starców, w dzień po jej śmierci, znaleziono pewien list. Był on zaadresowany do młodej pielęgniarki z oddziału.

Co widzisz ty, która się mną opiekujesz? Kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz? Co myślisz, gdy mnie opuszczasz? I co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz? Najczęściej widzisz starą nieznośną kobietę, trochę zwariowaną i jej błędny wzrok, który mówi, że nie jest w pełni zdrowych zmysłów. Kobietę, która ślini się podczas jedzenia i nie odzywa się nigdy wtedy, kiedy powinna. Nie przestaje gubić butów i pończoch. Bardziej lub mniej posłusznie pozwala ci podczas mycia i jedzenia robić ze sobą, co tylko chcesz, by tylko wypełnić kolejny długi i smutny dzień. To jest to, co widzisz! Ale otwórz szeroko oczy. To nie jestem ja. Powiem ci, kim jestem. Jestem ostatnią z dziesięciorga dzieci, co ma matkę i ojca. Braci i siostry, którzy się kochają. Jestem 16-letnią dziewczyną, co ma skrzydła w nogach i marzy, by móc jak najszybciej spotkać swego ukochanego. Poślubiłam go wreszcie mając 20 lat, do dziś jeszcze moje serce łomocze z radości na samo wspomnienie tego dnia. Miałam 25 lat i małego synka przy piersi, który wciąż mnie potrzebował. Miałam 30 lat a mój synek rósł szybko. Łączyła nas miłość, której nikt nigdy nie rozerwie. Gdy skończyłam 40 lat, syn wkrótce mnie opuścił. Lecz mąż wciąż był przy moim boku. Miałam 50 lat, wokół mnie bawiły się dzieciątka. Jak to dobrze było znów znaleźć się pośród dzieci. Ja i mój ukochany mąż cieszyliśmy się z wnuków. Nieoczekiwanie nastały mroczne dni, zabrakło mego męża. Spoglądam z lękiem w przyszłość. Moje dzieci są pochłonięte, bez reszty, wychowywaniem swego własnego potomstwa. Z żalem myślę o latach, które minęły bezpowrotnie i doznanej miłości. Jestem stara. Natura jest okrutna, drwi sobie z przyjścia starości. Ciało mnie zapomina, piękno i siły odeszły na zawsze. A w miarę jak przybywa mi lat spostrzegam, że tam gdzie było serce, znajduje się jedynie kamień. Ale w tym starym wraku jest jeszcze dziewczyna, której serce płonie bez ustanku. Wspominam me radości, wspominam me cierpienia i czuję, jak wzbierają we mnie siły i uczucia. Powracam myślą do lat, nazbyt krótkich, co tak szybko odeszły. Zgadzam się na to prawo, że "nic nie może trwać wiecznie". Lecz ty, która troszczysz się o mnie, otwórz przynajmniej twe oczy i spójrz uważnie na nieznośną staruszkę... Spójrz lepiej, by móc mnie dostrzec.

Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 24.

Fakt, że tak akcentuję wypowiedź Soboru o bosko-ludzkiej naturze i Kościele jako jednej złożonej rzeczywistości, może nieco dziwić. Powie ktoś, a cóż to za odkrycie? To przecież widać, że są w Kościele elementy ludzkie i nadprzyrodzone.

Otóż, doniosłość wypowiedzi ujawnia się w zestawieniu z wcześniejszymi ujęciami natury Kościoła. W ciągu wieków bywało tak, że podkreślano czy wręcz akcentowano jednostronnie nadprzyrodzony lub ziemski wymiar Kościoła i w skrajnych ujęciach popadano albo w eklezjalny mistycyzm, albo eklezjalny naturalizm. Ten drugi dominował w Kościele zachodnim i dlatego, zwłaszcza po reformacji, która zbagatelizowała strukturalny wymiar Kościoła, dominowała wizja Kościoła jako doskonałej społeczności (societas perfecta).

Ujawniało się to nawet w powszechnie przyjmowanym określeniu Kościoła św. Roberta Bellarmina, które przyjęło się nazywać definicją potrójnego węzła: wiary, sakramentów, zwierzchnictwa. Nietrudno się domyślić, że akcentuje się w niej elementy widzialne Kościoła. Takiej definicji uczyłem się jeszcze w salce katechetycznej w rodzinnej parafii: "Kościół to zgromadzenie ludzi związanych wyznaniem tej samej wiary chrześcijańskiej i uczestnictwem w tych samych sakramentach, pod zarządem prawowitych pasterzy, a zwłaszcza jednego Biskupa Rzymskiego, namiestnika Chrystusa na ziemi".

bp Andrzej Czaja