XXX Niedziela Zwykła - 27 października 2024
Refleksja
Niewidomy żebrak Bartymeusz spod Jerycha, który siedział przy drodze, słysząc o przechodzącym Jezusie z Nazaretu głośno wołał: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". Pan nie pozostał głuchy na jego wołanie i przyszedł mu z konkretną pomocą: "Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą". Słowa wypowiedziane przez niewidomego z dzisiejszej Ewangelii stały się wezwaniem "modlitwy Jezusowej", zwanej inaczej modlitwą serca albo nieustanną modlitwą. Jest to modlitwa na każdy czas.
Modlitwa serca stanowi proste wołanie o pomoc, o miłosierdzie. Jej praktykowanie pomaga przemieniać nasze życie, otwiera nas coraz bardziej na Boga. Nie jest to modlitwa przeznaczona tylko dla pobożnych mnichów, ale przede wszystkim dla ludzi świeckich, zatopionych w wir codzienności. Serafin z Sarowa, ostatni kanonizowany święty przed rewolucją rosyjską 1917 roku, ulubiony patron prawosławia i jeden z większych mistyków Kościoła, mówił: modlić się może każdy bez przeszkód. Bogaty i biedny, szlachetnie urodzony i wieśniak, mocny i słaby, zdrowy i chory, cnotliwy i grzesznik".
W "Opowieściach pielgrzyma", które stanowią anonimowe, klasyczne dzieło zakorzenione w rosyjskim prawosławiu, starzec radzi pielgrzymowi, który pragnie nauczyć się modlitwy Jezusowej, aby nigdy się nie zniechęcał. Ma tylko często odmawiać wezwania modlitwy Jezusa bez troszczenia się o czystość samej modlitwy. Nawet jeśli ktoś ma wrażenie odmawiania jej tylko wargami, to częsta modlitwa ustna doprowadzi go w końcu do modlitwy serca. Jest ona znakomitą odpowiedzią na pragnienie ciągłego przebywania w Bożej obecności. Wtedy nasza codzienność zostanie przemieniona i opromieniona Bożym światłem, a my przez swoją wytrwałość będziemy postępować na drodze świętości i stawać się jeszcze bardziej "człowiekiem z Ducha".
Modlitwę Jezusową możemy praktykować wszędzie: w domu, przy sprzątaniu, w kuchni czy w środkach komunikacji miejskiej! Możemy modlić się na spacerze, idąc do pracy, szkoły, jadąc samochodem, siedząc w poczekalni u lekarza. Na początku będzie to wymagało większego skupienia uwagi, może ogarnie nas rozproszenie albo myśli odbiegną zupełnie od modlitwy. Trzeba wtedy powrócić spokojnie do wybranego wezwania. Z czasem modlitwa w nas się utrwali. Wreszcie zauważymy, że bez większego wysiłku modlitewne wezwanie przemienia naszą codzienność, ofiarując ją Bogu.
Modlitwa Jezusowa jest odpowiedzią na pytanie współczesnego człowieka o to, jak się modlić i jak znaleźć czas na modlitwę przy obowiązkach i w pracy, w ulicznym korku czy w kolejce do kasy w supermarkecie. "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną".
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
2 listopada szczególnie pamiętamy o zmarłych. Pamiętamy o ogromnej pomocy. Pamiętamy, że nie czekają na marmurowe pomniki, nie czekają na wspaniałe kwiaty, tylko czekają na naszą modlitwę, bo oni sami sobie już nic nie mogą pomóc.
ks. Piotr Pawlukiewicz
Patron tygodnia - 31 października
św. Wolfgang
Wolfgang urodził się ok. roku 924 w Wittembergii. Kiedy miał 7 lat, rodzice oddali go do słynnej wówczas szkoły w Reichenau, nad Jeziorem Konstancjeńskim. Później Wolfgang studiował także w Würzburgu, gdzie wykładał wtedy sławny gramatyk, Stefan z Novary. W roku 956 biskupem Trewiru został Henryk z Bambergu. Ten zaprosił do siebie Wolfganga, by poprowadził szkołę katedralną. Powierzył mu równocześnie opiekę nad klerykami. W czasie podróży z cesarzem Ottonem I zmarł arcybiskup Henryk (964). Zdołał jednak przed śmiercią polecić cesarzowi jako swojego następcę właśnie Wolfganga. Cesarz najpierw uczynił go swoim kanclerzem po św. Brunonie I Wielkim. Z tym urzędem była związana metropolia.
Wolfgang opuścił jednak nagle zamek i wstąpił do benedyktynów w Einsiedeln. Bezpośrednią przyczyną rezygnacji z honorów, jakie go czekały, był oburzający widok, którego był codziennie świadkiem, obserwując, jak karierowicze czynili, co tylko było w ich mocy, by swoich przeciwników zepchnąć na bok i zająć ich miejsce. Nie przebierali przy tym w środkach: pochlebstwo i przekupstwo było na porządku dziennym.
W Einsiedeln Wolfgang zawarł przyjaźń ze św. Ulrykiem, biskupem Augsburga, który często bywał w klasztorze. On też udzielił Wolfgangowi święceń kapłańskich. Zapewne za poradą tego biskupa Wolfgang udał się w charakterze misjonarza na Węgry. Jego żywot głosi, że chociaż Wolfgang opuścił mury opactwa, to jednak nie porzucił ducha św. Benedykta. Oddał się do dyspozycji biskupa Passau, Pellegryna. Ten zaproponował go niebawem cesarzowi na wakującą stolicę biskupią w Regensburgu (973).
Zaraz na początku swoich rządów Wolfgang postawił sobie dwa cele: reformę klasztorów, które znajdowały się w jego diecezji, oraz ustanowienie biskupstwa w Pradze. W roku 975 połączył unią personalną z urzędem biskupa także godność opata miejscowego klasztoru. Kiedy jednak zauważył, że tych obowiązków nie da się pogodzić, gdyż zbyt go absorbują obowiązki biskupa i opieka nad diecezją, wyznaczył następcę, który kontynuował w opactwie zaprowadzoną przez niego reformę. Tak więc dał początek opactwom w Niemczech o nowym duchu i gorliwości. Opactwu benedyktyńskiemu w Regensburgu zostawił także cenną bibliotekę.
Wolfgangowi udało się spełnić także i drugi cel życia. Mimo wielu trudności przekonał cesarza Ottona I, aby zgodził się na ustanowienie biskupstwa w Pradze. Poparł go w tym książę czeski, Bolesław II (973). Kiedy czyniono mu wymówki, że przez to okroił znacznie własną diecezję i pozbawił się płynących z tego powodu dochodów, zawołał: "Wolę poświęcić siebie samego i to, co jest moje, byle tylko Kościołowi zapewnić rozwój!" Sam zredagował dokument erygujący nową diecezję.
Dobry pasterz osobiście nawiedzał swoją owczarnię, zachęcał i pobudzał do gorliwości kapłanów, sam świecąc w tym najpiękniejszym przykładem. Niezmordowanie głosił Słowo Boże. Chciał, by możliwie we wszystkich miastach były szkoły parafialne. Książę Bawarii, Henryk, powierzył Wolfgangowi wychowanie swoich synów: św. Henryka, późniejszego cesarza, i Brunona, późniejszego biskupa Augsburga. Wolfgang miał także pewien wpływ na wychowanie córek księcia Ludwika Bawarskiego: bł. Gizeli, późniejszej małżonki św. Stefana, króla Węgier, i bł. Brygidy, opatki w Regensburgu.
W owym czasie pogańscy Węgrzy najechali na Niemcy i poczynili wielkie spustoszenie także w diecezji regensburskiej. Kiedy zaś w 987 roku wybuchła zaraza, Wolfgang ponownie okazał się ojcem dla swoich owieczek: nakazał otworzyć wszystkie spichlerze i rozdać zapasy, by nakarmić głodnych.
Zmarł w drodze do Salzburga, w Pupping, w pobliżu Linzu, w wieku 70 lat, kiedy odprawiał Mszę świętą, 31 października 994 roku. Pochowano go w kościele św. Emmerama. Papież św. Leon IX zezwolił na jego kult, kiedy wyraził zgodę na przeniesienie relikwii Świętego do kościoła opackiego w Pupping (1052). Grób jego stał się miejscem pielgrzymek. Około 1200 r. powstało w Niemczech bractwo św. Wolfganga. Na skutek legendy, jakoby Święty miał zakończyć życie jako prosty zakonnik w Mondsee, powstało tam jego drugie sanktuarium.
Opowiadanie
Czeladnik
W epoce kamiennych zamków i walecznych rycerzy przyodzianych w zbroje, pewien odważny młodzieniec o złotych rękach postanowił zostać kowalem. Przyszedł do warsztatu jako uczeń i bardzo szybko nauczył się tajników rzemiosła. Wiedział, jak należy posługiwać się narzędziami, kuć żelazo na kowadle, dąć w miech kowalski. Był naprawdę wspaniały: nauczył się jak kuć szpady o harmonijnym kształcie i lekkie hełmy, odporne na każde uderzenie, kandelabry o tysiącach wgłębień i potężne kraty. Zaledwie zakończył szkolenie, został przyjęty do oficyny przy królewskim pałacu. Okazało się jednak, że cała jego zdolność obcowania z młotami jest bezużyteczna, bowiem młodzieniec nigdy nie zdobył umiejętności robienia rzeczy zupełnie najprostszych: nie wiedział, na przykład, jak używać krzemienia do rozpalania ognia, który jest nieodzowną rzeczą potrzebną do uprawiania tego zawodu.
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 101.
Od samego początku chrześcijaństwa żywe było przekonanie, że tak jak jeden jest chrzest, tak też jeden jest Kościół (por. BF IX, 8). Nie było jednak jakiejś jednej konkretnej wspólnoty. Przekaz wiary dał początek wielu wspólnotom, które kształtowały się wszędzie tam, gdzie przyjmowano zwiastowaną Ewangelię. W ten sposób doświadczenie własnego rozwoju uświadomiło chrześcijanom, że jedyność Kościoła nie oznacza jakiegoś ściśle zwartego organizmu. Wiara w jedyność Kościoła pociągnęła za sobą uchwycenie natury jego jedności i uznano komplementarność obydwu znaczeń. Stąd, jedność Kościoła oznacza, że jest jeden, jedyny i niepowtarzalny, a zarazem to, że jest jeden w sobie, czyli niepodzielony.
To drugie znaczenie znacznie trudniej nam przyjąć, ponieważ własne doświadczenie Kościoła mówi nam, że jest w nim wiele podziałów. Brakuje jedności w naszych rodzinach, parafiach, w klasztorach, pośród księży, a nieraz i biskupów. Idźmy jednak po kolei, a wszystko stanie się jasne.
Otóż, w starożytności chrześcijańskiej, już Klemens Aleksandryjski wyjaśniał, że Kościół jest jeden, jedyny na całej ziemi i aż do skończenia świata, tzn. niepowtarzalny w przestrzeni i w czasie. Jeden jest, nie ma i nie będzie innego. Z czasem, na skutek zaistniałych podziałów, więcej uwagi poświęcano wyjaśnianiu niepodzielności Kościoła, że mimo swej wewnętrznej złożoności jest niezróżnicowany w podstawowych elementach i strukturze. Już św. Ireneusz mówił o Kościele, że choć jest rozproszony po całym świecie, wyznaje tę samą wiarę, jakby miał jedno serce i jedną duszę, i tak zgodnie naucza, jakby posiadał jedne usta.
Dziś jedyność Kościoła w zasadzie nie podlega dyskusji. Posiada bardzo gruntowne teologiczne uzasadnienie. Kościół jest jedyny, ponieważ jeden jest Chrystus, jedno i ostatecznie zawarte przez Niego Nowe Przymierze i jeden cel, do którego wszyscy zmierzają.
bp Andrzej Czaja